Mam wrażenie, że nagłówek bloga powinnam zmienić na "Podkładoholiczkę". Dziś porównanie kolorystyczne trzech nowości na rynku i jednego hitu. Przyznam, że nie satysfakcjonuje mnie dzisiejsze zdjęcie, niech będzie raczej zachętą do testów niż powodem do odrzucenia któregoś z podkładów.
Sephora, Brightening & hydrating foundation, nr 10 clair light/ivory - TUTAJ opowieść producenta, okraszona zdjęciami kiwi i granatu, zapewniająca o doskonałym działaniu pielęgnacyjnym i szerokiej gamie kolorystycznej (dziewięć odcieni). Chwyciłam go zaraz po wprowadzeniu do sprzedaży, podziałały na mnie zdjęcia owoców w środku zimy. Dostałam go za darmo, w ramach promocji zrób zakupy za 350zł - gratis wybierz produkty marki Sephora do 100zł. Skład zamieszczony był na folii, którą musiałam zedrzeć przed pierwszym użyciem, pobieżnie rzuciłam na niego okiem i okazało się, że tak mocno promowane wyciągi roślinne znajdują się na samym końcu. Nie zasłużył na użycie więcej niż raz, ma delikatne krycie i jasnożółty odcień. Może bliżej lata przestaniemy się na siebie gniewać, póki co uważam, że w kategorii cenowej 50zł przebija go każdy z podkładów Bourjois. Również pod względem pojemności, albowiem w dosyć dużym flakoniku otrzymujemy tylko 20ml podkładu.
Skoro już jesteśmy przy Sephorze, to wspomnę o ciekawej promocji, która obowiązuje od dzisiaj do 1 kwietnia:
TUTAJ więcej szczegółów.
Benefit, Hello Flawless, Oxygen WOW, ivory - mój dzisiejszy zakup, na który zdecydowałam się po godzinie testów. W piątek zdobyłam sporą próbkę, ale dopiero dzisiaj pamiętałam żeby jej użyć. Natychmiast wpadłam w zachwyt. Teoretycznie jest to podkład rozświetlający i delikatnie kryjący, ale ja jestem pod wrażeniem jego doskonałego krycia i naturalnego wykończenia. Cienka warstwa niemal całkowicie zakamuflowała moje blizny potrądzikowe, nie użyłam nawet korektora. Odcień ivory jest świetny dla takiego bladolicego żółtka jak ja. Co rzadko spotykane w moim przypadku - zdał na piątkę test koloru w pełnym słońcu. Dobrze współpracuje ze złuszczającą się skórą, nie podkreśla jej tak jak np. Eclat Matissime. Nałożyłam go 8h temu, utrwaliłam pudrem EL Lucidity i wciąż świetnie się trzyma. Testujcie, bo zapowiada się perełka :)
Informacja dla wrocławianek: w piątek w Renomie był tylko tester odcienia ivory, skrzętnie zakamuflowany w szufladzie. Dziś zgarnęłam z Galerii Dominikańskiej ostatnią sztukę Warto się wybrać choćby po próbkę, widzę, że jest wydajny - połowa pojemniczka starczy na kilka użyć.
Givenchy, Eclat Matissime, nr 1 mat porcelain - słabość do Givenchy mam od wielu lat, bo to u nich zawsze można było znaleźć najjaśniejsze odcienie wśród podkładów, zarówno w kolorystyce ciepłej jak i chłodnej. Nawet to nieudane zdjęcie nie pozostawia wątpliwości - bladolice będą zadowolone. Producent naobiecywał cudów w działaniu, niestety, nie zauważyłam tego ;). Ma krycie delikatne w kierunku średniego, można dokładać kolejne warstwy bez obawy o przyciężkawy efekt, ale przy bardziej widocznych bliznach czy wypryskach nie obejdzie się bez korektora. Podkreśla suche skórki. Ma piękny zapach, charakterystyczny dla Givenchy, który trwa na naszej skórze. Opakowanie jest zabawne, ale mało praktyczne, bo nie potrafię z niego wycisnąć pół pompki. W tym momencie dałabym mu ocenę 3/3+, bo wiem, że może się spodobać osobom o mniej wymagającej skórze.
Clarins, Skin Illusion, nr 103 ivory - kupiłam pod wpływem świetnych opinii i rzeczywiście jest to podkład o bardzo dobrych właściwościach. Podpisuję się pod wszystkimi pozytywami, które krążą o nim w sieci. Minusem jest kolorystyka, bardzo bym chciała gdyby pojawił się w wersji jeszcze jaśniejszej. Mimo tego, że nie jest idealnie dopasowany do odcienia mojej skóry, był najczęściej używanym podkładem w ciągu ostatniego miesiąca.
Mam nadzieję, że moje opinie chociaż trochę pomogą Wam w wyborze fluidu :)