środa, 29 września 2010

Zakupy w Yves Rocher

Wrzesień minął nie wiadomo kiedy... A ja jestem w jednej wielkiej uczelnianej kupie. O ile łatwiej jest buszować w sklepach internetowych zamiast w kserówkach ;)

Yves Rocher jest jedną z firm, do których mnie nie ciągnie. W zeszłym tygodniu trafiłam jednak na ten wpis: Yves Rocher w wersji eko i jakoś to zamówienie samo poszło ;) Dodatkowo przekonał mnie gratis - peeling z marokańską glinką. Miałam na niego ochotę zaraz po wprowadzeniu do oferty, ale nie skusiłam się na niego przede wszystkim ze względu na cenę (65zł/150ml).


Odżywka do włosów suchych





Balsam odbudowujący na zniszczone końcówki




Płukanka octowa z malin





Woda ułatwiająca rozczesywanie




 Błyskawiczna maseczka przywracająca blask
Mój "hit" - nie ma nigdzie podanego składu ;)


Paczka rozpakowana kilka godzin temu, więc nie mogę skomentować działania żadnego z produktów. Bardzo do mnie trafiają te opakowania :) Tylko szkoda, że znów spontaniczny zakup odsunął w czasie to, co planowałam od trzech miesięcy - obkupić się w produkty Davines i spróbować Lusha.

środa, 25 sierpnia 2010

Miuki

Dziś trochę z innej beczki. Jestem w trakcie urządzania mojego nowego mieszkania. Szczerze mówiąc mam już mdłości gdy przeszukuję designerskie sklepy w poszukiwaniu czegoś, co trafi w mój gust i nie będzie szokowało stosunkiem ceny do jakości użytych materiałów (moim hitem są pojedyncze meble z płyt MDF za kilkanaście tysięcy).
Dziś w dziwaczny, pokrętny i niespodziewany sposób trafiłam na stronę Miuki


I bardzo żałuję, że trafiłam tam tak późno! Od zawsze marzyłam o takim siedzisku. Za czasów mej młodości ;) były to koszmarki w rodzaju pokrowca-piłki nożnej, ale ta plastyczność-elastyczność zawsze do mnie przemawiała. A żałuję, bo kilka miesięcy temu zdążyłam już kupić tego typu poduchę od zagranicznej konkurencji. Ba, zdążyłam zaopatrzyć zarówno siebie jak i dwa psy w "grubaski" (firma nazywa swoje poduchy Fat Boy).
Wielka szkoda, że Miuki nie są sprzedawane w żadnym ze znanych mi sklepów z wyposażeniem wnętrz - wolałabym kupić polski produkt.

Czy znacie ciekawych polskich projektantów, którzy nie pojawiają się w sklepach typu Czerwona Maszyna, Fabryka Form, Deco24 czy ZoomZoom (swoją drogą - ZoomZoom zajął pierwsze miejsce w moim prywatnym rankingu koszmarnych sklepów). Dajcie znać w komentarzach! Brakuje mi jeszcze kilku mebli: dwóch dużych regałów na książki, kanapy, biurka, rozkładanego łóżka dla gości i wprawdzie mam swoje typy ale jestem otwarta na propozycje :)

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Wymień starą maskarę na Clinique High Impact

Dziś do mojej skrzynki mailowej trafiła bardzo miła wiadomość. Jutro na pewno podskoczę do Sephory by wymienić mój aktualny tusz (kupiony z ciekawości Bell Push Up) na miniaturkę Clinique!

piątek, 20 sierpnia 2010

Flos Lek Natural Body

Godzinę temu przyleciały do mnie zakupy ze sklepu internetowego Flos Leku - kilka kosmetyków z serii Natural Body. Dla siebie zamówiłam dwa żele do mycia: Mango&Marakuja i Opuncja&Biała herbata. Dla siostry, która uwielbia pachnące masła do ciała, wzięłam masła Truskawka&Poziomka, Wanilia&Czekolada i Mango&Marakuja.



 


Żel w ich e-sklepie kosztuje 13,05zł/250ml, masło - 21,35zł/240ml. Ceny byłyby OK gdyby składy wyglądały nieco inaczej. Producent obiecuje na przykład:

 "Masło o bogatej konsystencji i przyjemnym intensywnym zapachu wanilii i czekolady polecane do codziennej pielęgnacji skóry przesuszonej, odwodnionej oraz normalnej skłonnej do okresowego spadku nawilżenia. Zawiera naturalne oleje roślinne: słonecznikowy, babassu, masło Shea i oliwę z oliwek o działaniu zmiękczającym, wygładzającym skórę oraz nawilżająco- relaksujący ekstrakt z wanilii:"

A wszystko, czym przyciąga klientów, umieścił w drugiej połowie składu:



Co mi się podoba, to staranne zabezpieczenie produktu przed otwarciem w sklepie. Na masłach znajduje się folia, zawartość słoika chroni plastikowy krążek.


Żele mają naklejkę-plombę oraz kawałek plastiku który trzeba oderwać by otworzyć zakrętkę:


Mam manię "niemacanych" produktów, w sklepie zawsze biorę produkty z tyłu. Tutaj mam ten komfort, że zamawiałam od producenta, ale i tak brawo!
Otworzyłam tylko jeden żel i jedno masło. Kosmetyki nie mają intensywnych zapachów :) Szkoda, że skład znajduje się tylko na kartoniku...

 

poniedziałek, 19 lipca 2010

Pasta cukrowa MOOM

Już w zeszłym roku miałam plan, żeby zawalczyć depilatorem. Niestety, od samego dźwięku depilatora oblewa mnie zimny pot a na policzkach pojawiają się niezdrowe wypieki. Chusteczki znieczulające Brauna nic nie zmieniają, dlatego szybko się poddałam i wróciłam do bezbolesnej maszynki. Minusy każda kobieta zna - codzienna depilacja, czarne kropki, zacięcia... Niedawno podjęłam walkę na nowo ;) Przeszukiwałam Kosmetyk Wszech Czasów pod kątem polecanych plastrów z woskiem i trafiłam na produkty firmy MOOM.
Pewnie wszyscy słyszeli o depilacji cukrowej, sporo osób próbowało samodzielnie przyrządzić pastę licząc na niskie koszty i bezbolesną depilację. Ja nie próbowałam, za dużo się naczytałam o problemach z przyrządzeniem, spalonych garnkach, poklejonych dłoniach :)
MOOM ma bardzo prosty skład, w wersji Classic wygląda tak: Sucrose (Sugar), Aqua (Water), Citrus Limonium (Lemon Juice), Anthemis Nobilis (Chamomile), Melaleuca Alternifolia (Tea Tree Oil)


MOOM posiada certyfikat CCOF (California Certified Organic Farmers) gwarantujący, że produkt jest w 100% naturalny, nie zawiera chemii, nie był testowany na zwierzętach, a surowce użyte do produkcji nie zawierają pestycydów. Po otwarciu należy zużyć produkt w ciągu 24 miesięcy. W temperaturze pokojowej zachowuje półpłynną konsystencję, można go nakładać bez podgrzewania. Producent sugeruje używanie z bawełnianymi paskami.
Do wybory mamy:
-pasta w słoiczku - classic, lawenda, róża, z olejkiem z drzewa herbacianego, wersja dla mężczyzn
-gotowe plastry z pastą cukrową, duży i mały rozmiar
Słoiki dostępne są w pojemnościach: 45g (z małymi bawełnianymi paskami do precyzyjnej depilacji i dwoma patyczkami do aplikacji), 170g (z zestawem dużych i małych bawełnianych pasków oraz kilkoma szerokimi i wąskimi patyczkami), 340g. Wersje słoikowe zmywa się ze skóry wodą. Do gotowych plastrów dołączana jest fiolka z olejem do usuwania resztek produktu.
To strona polskiego dystrybutora http://www.moom.com.pl/, która odsyła do sklepu Vital Market (http://www.vitalmarket.pl/), tam też zrobiłam zakupy.
Przy pierwszych zakupach wzięłam
-dwa słoiki 170 gramowe, lawendowy i różany
-słoik 45 gramowy (Face&Travel)
-duży i mały zestaw gotowych plastrów
Teraz zupełnie inaczej skompletowałabym zakupy. Wzięłabym jeden duży 340g słoik i do tego dwa zestawy bawełnianych pasków. Moim zdaniem gotowe plastry słabo łapią włosy, a kosztują bardzo dużo. Wersje słoikowe różnią się dla mnie tylko zapachem. W słoiku Face&Travel znajduje się wosk w wersji Classic, więc przepłaca się za małe opakowanie. Przy zakupie dostajemy obszerną ulotkę co powinno się z pastą robić a czego nie powinno :)
Pastę wkładam do garnka z wodą, włączam gaz i co jakiś czas sprawdzam konsystencję - powinna przypominać miód. Wyłączamy gaz i przenosimy się ze słoikiem do łazienki :) Nakładamy bardzo cienką warstwę z włosem na powierzchnię nieco mniejszą niż powierzchnia bawełnianego paska. Przyklejamy pasek, kilka razy wygładzamy, zrywamy pod włos. Ból powinien być minimalny przy odpowiedniej grubości produktu. Podkreśliłam bardzo cienką warstwę, bo przy zbyt grubej ciężko zerwać pasek, usunąć włosy, boli i co najgorsze - możemy zafundować sobie tygodniowego krwiaka. Na jedną warstwę pasty niech przypada jeden pasek, próba zerwania już ubrudzonego paska = wszystkie wyżej wymienione nieprzyjemności.
Dla mnie MOOM jest dobrą metodą do pierwszej całościowej depilacji nóg (później bez problemu mogę używać tam depilatora) czy depilacji pach (tam depilatora nie jestem w stanie używać ;) ). Na bikini nie próbowałam. Pasta przy używaniu do całego ciała jest niewydajna, na pewno nie jest to tani sposób depilacji. Włosy wprawdzie wyrywa się z cebulkami, ale szybkość odrastania to kwestia osobnicza, u mnie raczej tydzień niż miesiąc ;)
Za tydzień będę mieć zapas pasty cukrowej prosto z Turcji, spróbuję jej użyć w ten sposób http://www.youtube.com/watch?v=rHBCtuQWH-E, bez tych irytujących bawełnianych pasków. A właśnie, paski. Paski są do wielorazowe, po użyciu wystarczy zmyć pastę pod ciepłą wodą. Mam 36 dużych pasków, do depilacji nóg i pach muszę zarezerwować cały dzień. Przy samych nogach muszę je 3-4 razy "wyprać" i wysuszyć. Strasznie to irytujące, dlatego MOOM wolę używać tylko do pach.

czwartek, 15 lipca 2010

Butoholiczka

Kocham buty. Miłość nieodwzajemniona ;) Mam strasznie wrażliwe stopy i niema każde buty odchorowuję - czy to Adidasy do biegania, miękko wypełnione (po kilku godzinach chodzenia 8 wielkich pęcherzy ;) ) czy w 100% skórzane baleriny Ecco. Jedynym wyjątkiem jest jeden z najnowszych nabytków - baleriny firmy Blink ze... skóry ekologicznej. Coś, czego szukałam od dawna: proste, jednokolorowe, nie odsłaniające palców (nie mówię o butach typu peep-toe, tylko o wmawianiu klientkom, że widoczna nasada palców jest szalenie elegancka ;) ), uniwersalne, można w nich przebiegać cały dzień. Z tej radości nabyłam w sumie trzy pary :)
Jakość zdjęcia kiepska, ja i mój aparat nie przepadamy za sobą. A na zdjęciu nie ma nawet połowy kolekcji (sic ;) ).


Zakupy najczęściej robię przez internet. Metodą prób i błędów odnalazłam swój rozmiar w interesujących mnie firmach :) Przy długości stopy 26cm wybieram buty o długości wkładki 26,5cm. W zależności od firmy jest to 40 lub 41. Przykładowo w Heavy Duty muszę wybierać 41, za to w firmie-siostrze Marisha, produkującej tylko dla kobiet, rozmiar 40. Buffalo - raczej 41. Melissa - 40. Tommy Hilfiger - 40. Ecco - raczej 41. Raczej, bo to zależy czy seria jest bardziej młodzieżowa czy dla kobiet. Dodatkowo przy butach na obcasie biorę raczej rozmiar mniejszy niż większy, stopa inaczej się układa przy szpilce 8 czy 12cm :)
Sklepy z których korzystam to przede wszystkim www.butyk.pl, również www.schaffashoes.pl/ i www.eobuwie.com.pl. Butyk jest nie do pobicia - wygodna strona, dobre fotografie, również na stopach, ekspresowa wysyłka, elastyczni w kwestii poczta-kurier, pobranie-przedpłata (nienawidzę gdy sklep narzuca mi kuriera i przedpłatę, często rezygnuję z zakupów w takim sklepie). Mają bardzo zróżnicowaną ofertę, reagują na trendy. Niestety, najciekawsze modele są w krótkich seriach, po jednym rozmiarze z danego modelu. Jeśli coś się podoba to lepiej nie ryzykować i kliknąć, zawsze można odesłać, zamiast później pluć sobie w brodę :)

środa, 30 czerwca 2010

Żele micelarne

Mam bzika na punkcie demakijażu. Tylko kilka zasad powstrzymuje mnie od wykupienia połowy drogerii/apteki ;) Stawiam na delikatne, kilkustopniowe oczyszczanie. Zaczynam od płynu micelarnego - szybko, dokładnie, delikatnie. Doceniam je szczególnie gdy ledwo stoję na nogach, a wieczorny demakijaż to reguła niepodlegająca dyskusji. Nawet, gdy jestem kompletnie napruta ;)
W kategorii płynów micelarnych jest taka podkategoria z którą eksperymentuję i w której nigdy nie znalazłam satysfakcji - żele micelarne. Przerobiłam kilka opakowań klasyki gatunku - Rosaliaca z LRP, przerobiłam żel Tołpy, Oceanica, Eris, Synchroline. Ciekawostką jest to, że zazwyczaj tego typu produkty są adresowane dla skór naczynkowych.  Dla mnie to coś w rodzaju żelowego mleczka z chwytliwą nazwą - maże się po twarzy, nie usuwa makijażu, co najwyżej narusza "pierwszą warstwę" :) Miałam kompletnie zrezygnować z tego typu produktów, ale dałam się zrobić w konia firmie Synchroline. Przy okazji zakupów w sieci zamówiłam trzy opakowania "aktywnego płynu oczyszczającego" z serii Aknicare, Sensicure oraz Synchrorose. Jakie było moje zdziwienie gdy po wyłuskaniu z pudełka zobaczyłam żel zamiast płynu. Zmęczyłam już Synchrorose i Sensicure (to miało na szczęście tylko 125ml). Mimo sympatii do firmy Synchroline/General Topics nie mogę powiedzieć nic dobrego o tych produktach. Tradycyjnie ciągoty do eksperymentowania zostały ukarane straceniem ponad stówy ;)
Składy podane na pudełkach, pudełka już dawno w koszach... 


Niedawno skusiłam się też na płyn micelarny Ziaja z serii jaśminowej. Z dystansem podchodziłam do nowego micela z tej firmy, jeszcze doskonale pamiętam niewypał z serii Sopot Spa. Ostatecznie skusiło mnie porównanie Estelli z ukochanym Sensibio. Całkiem nieźle zmywa, nie pozostawia na skórze lepkiej warstwy, ale jakby nawilżający filtr. Niestety - zdarza mu się zapiec w oczy, nie jest łaskawy dla skóry podrażnionej i wysuszonej. W porównaniu do testowanych miceli - najlepsza propozycja w tym przedziale cenowym (200ml/ok. 8zł), ale póki co pozostanę przy Biodermie.

piątek, 18 czerwca 2010

Kosmetyczne niezbędniki

Mam na imię Agnieszka i skłonność do nałogów ;). Kosmetykoholizm, butoholizm, torebkoholizm, gadżetoholizm... ;)

Pierwszy wpis, z przekory, chciałabym poświęcić kosmetykom, które są moimi absolutnymi hitami, do których zawsze wracam. O taką wierność w życiu kosmetykoholiczki ciężko :)



Bioderma, Sensibio H2O, Płyn micelarny do demakijażu i oczyszczania skóry wrażliwej (250ml/ok. 40zł, 500ml/ok. 60zł)


Skład: WATER (AQUA), PEG-6 CAPRYLIC/CAPRIC GLYCERIDES, PROPYLENE GLYCOL, CUCUMIS SATIVUS (CUCUMBER) FRUIT EXTRACT, MANNITOL, XYLITOL, RHAMNOSE, FRUCTOOLIGOSACCHARIDES, DISODIUM EDTA, CETRIMONIUM BROMIDE


Nie skłamię, jeśli powiem, że zużyłam kilkanaście litrów tego płynu, a dodatkowo zaraziłam nim moją mamę, siostrę i "bratową". Dodam, że kolejnych kilka litrów płynów micelarnych to nieudane eksperymenty - żaden nie był tak dobry, jak Sensibio. Bioderma zdecydowanie robi najlepsze micele, przynajmniej z tych dostępnych na naszym rynki. Szybko, dokładnie i bez podrażnień zmywa makijaż twarzy i oczu (do wodoodpornego tuszu wolę jednak płyn dwufazowy). Nie pozostawia lepkiej warstwy na skórze - po demakijażu jest idealnie sucha, zdrowo napięta, ale nie ściągnięta. Teoretycznie jest dość drogim produktem, ale regularnie co 2-3 miesiące jest promocja, wtedy za 250ml płacimy 16-20zł. Warto robić zapasy ;)
Coś, co dla mnie jest niezrozumiałe: bardzo prosty skład, a żadna firma nie zrobiła nic równie dobrego. Ostatnio na Wizażu znalazłam informację o firmie Barbra (http://www.barbrapro.pl/), która wypuściła produkt o zbliżonym składzie:

Aqua, Propylene Glycol, PEG-6 Caprylic/Capric Glycerides, Betaine, Cucumis Sativus Fruit Water, Cucumis Sativus Juice, Panthenol, Allantoin, Cetrimonium Bromide, Disodium EDTA
(http://wizaz.pl/forum/showthread.php?p=19033165&highlight=barbra#post19033165)

Ale raz, że produkt jest praktycznie niedostępny w internecie, dwa - cenowo wychodzi tyle samo co butelka Sensibio w promocji. Dusza eksperymentatora krzyczy: taaak! wypróbuj to!, ale rozum na razie wygrywa :) Przecież tyle firm i formuł już sprawdziłam, począwszy taniej Ziaji, na aptecznej półce skończywszy. W pudle z zapasami czeka jeszcze płyn Delii i miniaturka fizjologicznego z La Roche Posay, ale coraz mniejsze mam ciśnienie na eksperymenty. W ostatecznym rozliczeniu wcale nie wychodzi taniej niż Sensibio :)




Logona, Lavaerde, Waschcreme Patchouli (200ml/ok. 30zł)


Na zdjęciu pierwszy od lewej


Skład: Aqua (Water), Hectorite, Parfum (Essential Oils), Glycerin, Alcohol, Melia Azadirachta Extract, Pogostemon Cablin Oil, Mica, CI 77891, Linalol, Limonene

Jest to glinka do mycia ciała i włosów. Ja używam tego jako maseczki oczyszczającej i peelingu, dwa w jednym :) Przerobiłam wiele glinek i maseczek bazujących na glinkach. Każda kończyła się "burakiem" - ściągniętą, zaczerwienioną skórą. Miałam już zupełnie odpuścić glinki, ale postanowiłam że po raz ostatni spróbuję z Logoną - i od tamtej pory zawsze stoi w mojej łazience :) staram się ją nakładać regularnie 2-3 razy w tygodniu, latem nawet codziennie. Gdy zmywam makijaż i skóra jest zmęczona, zanieczyszczona, nierówna... wystarczy nałożyć tą maseczkę, odczekać aż zastygnie, zmyć - gotowe! Miękka, gładka skóra o ujednoliconym kolorycie. Warto mieć pod ręką wodę termalną, ale to norma, przy glinkach. Właśnie zużywam trzecie opakowanie 200ml, co jest niezłym wynikiem jeśli wziąć pod uwagę, że większość maseczek do twarzy ma opakowania 50ml ;) Wiem, że wielu osobom nie odpowiada ten zapach, ale ja go uwielbiam i pozostanę tylko przy tym konkretnym produkcie. Ziemia wulkaniczna w proszku (ecospa.pl) lub kawałkach (Organique), krem czyszczący Alva Rhassoul (http://www.kosmetyki-alva.pl/rhassoul.html) czy nawet biała ziemia wulkaniczna z lotosem Logony to już nie to samo. Niech żyje paczula! :) Wadą jest rozwarstwianie się, ale wystarczy solidnie wstrząsnąć.




Synchroline, Aknicare Sun Cream SPF 30 (50ml/ok. 50zł)


Skład: aqua, triethyl citrate, cetearyl alkohol, ethylhexyl methoxycinnamate, octocrylene, diethylamino hydroxybenzoyl hexyl benzoate, bis-ethylhexyloxyphenol methoxyphenyl triazine, alcohol denat., methylene bis-benzotriazolyl tetramethylbutylphenol, propylene glycol, glycolpalmitate, arachidylalcohol, dimethicone, cetearylglucoside, behenyl alcohol, cyclopentasiloxane, benzyl pca, xanthangum, arachidyl glucoside xydroxyethyl acrylate, decyl glucoside, squalane, c30-45 alkyl cetearyl dimethicone crosspolymer, polysorbate60, sodiumhydroxide, phenoxyethanol, sodium hyaluronate, bht, parfum (fragrance)

Najlepszy filtr jaki miałam w całej swojej pięcioletniej karierze filtrowej. Tak, jestem z tej sekty, co filtrów używa codziennie ;) a przynajmniej staram się, czasem przegrywają z grubą warstwą nawilżającego kremu w zimie. Zanim będziesz kolejną osobą, która rzuci w diabły "tą całą manię", bo filtry bielą, bo się kleją, bo się wchłaniają przez dwadzieścia minut, bo się destabilizują, bo się błyszczą, bo wychodzą spod każdego pudru, bo... Koniecznie spróbuj najpierw tego kremu :) Przede wszystkim świetne wartości, SPF 30, PPD aż 20 - na prawdę dobra ochrona. Na całą twarz nakładam ilość ok. 4 dużych ziaren grochu, to jest maksimum by filtr się nie zrolował. Sam jest biały, może lekko żołtawy, na skórze staje się bezbarwny. Ekspresowo po nałożeniu wchłania się/zastyga, można natychmiast wyjść z domu lub przypudrować skórę. Przerobiłam wiele filtrów i żaden nie miał takich właściwości. Nie klei się, jest fotostabilny, nie ma parsola, można więc pudrować czym się chce. Idealny dla skór przetłuszczających się. Odradzam tym z suchą skórą, dla was będzie zbyt ściągający, a antybakteryjny skład dołoży swoje. Moja perełka - teraz nie mam już argumentów by wymigać się od zafiltrowania, skoro wchłania się lepiej niż większość moich kremów nawilżających :) Dlaczego nie jest popularny? Chyba dlatego, że firma Synchroline nie jest u nas zbyt znana. Mam nadzieję, że nigdy nie zostanie wycofany :) Trzecia tubka w użyciu, to dobry wynik jak na filtry. Wcześniej wydawało mi się, że nie ma w tej kategorii określenia "dobry", są tylko mniej lub bardziej upierdliwe ;) Minus - niezależnie od miejsca przechowywania, lubi się rozwarstwiać pod koniec opakowania.

Mała aktualizacja (15.07.2010): wydaje mi się, że odkryłam przyczynę łatwo pocącej się twarzy. Myślę, że to nie zasługa mojej niskiej tolerancji na temperatury powyżej 16*, tylko zastygającego filtra. Poszedł w odstawkę na rzecz kremu SPF 50+ Avene, wrócę do niego gdy się ochłodzi.


A pozostałe kosmetyki? To ciągle eksperymenty i poszukiwanie :)